Strach przez zakażeniem, zamknięcie w domu i lęk przed utratą pracy to sytuacja podwyższonego ryzyka przemocy domowej i powrotu do nałogu – ekspert ostrzega
Sławomir Podlecki– kierownik Placówki Wsparcia Dziennego „Jutrzenka” w Lublinie, działającej w ramach Programu Umacniania Rodziny „SOS Rodzinie”, prowadzonego przez Stowarzyszenie SOS Wioski Dziecięce w Polsce
Jak kryzys pandemiczny wpływa na rodziny o podwyższonym ryzyku? Jakie zmiany można dostrzec?
Jesteśmy z rodzinami, które mamy pod opieką w naszym programie „SOS Rodzinie”, w stałym kontakcie telefonicznym i Internetowym. Te kontakty są dużo częstsze niż przed pandemią. Nasze wizyty w ich domach oczywiście teraz nie są możliwe, ale z zachowaniem reżimu sanitarnego, rozwozimy im paczki żywnościowe, więc także w ograniczonej formie mamy z nimi kontakt bezpośredni. Na pewno można zauważyć większą nerwowość, wyższy poziom stresu, jeżeli chodzi o rodziców. Cześć z nich, która była zatrudniona w małych firmach, już straciła pracę, u innych obserwujemy silny lęk przed jej utratą. To powoduje, że rodzice głównie skupiają się na swoich emocjach, stresie związanym z tym co przyniesie przyszłość, a dzieci nie dostają od nich emocjonalnego wsparcia, które jest im w tej trudnej sytuacji bardzo potrzebne. Nawet jeżeli rodzice w domu są, to są raczej zajęci swoimi sprawami niż dziećmi. Pamiętajmy też, że rodziny, które wspieramy, to najczęściej rodziny wielodzietne, mieszkające w mieszkaniach o małym metrażu, wiec dwa miesiące izolacji na małej przestrzeni, gdzie każdy kąt jest zajęty i człowiek (zarówno rodzic jak i dziecko), nie ma szansy być choć na chwilę sam, jest bardzo trudnym doświadczeniem. Czynnikiem frustrującym rodziców, jest też to, że nie są w stanie pomóc swoim dzieciom w lekcjach, a także np. to, że w domu jest tylko jeden komputer, czy słaby Internet. To mogą być tzw. wyzwalacze niepożądanych zachowań, takich jak agresja czy przemoc.
A powrót do nałogu?
Wszystko zależy od etapu i poziomu przepracowania, tego problemu, przed pandemią, u osób uzależnionych. Strach przed zakażeniem, zamkniecie w domu i lęk przed utratą pracy, to jest sytuacja podwyższonego ryzyka i przemocy domowej i powrotu do nałogu. Obserwujemy już takie przypadki. Boimy się także nowego uzależnienia, które teraz może dotknąć dzieci. To uzależnienie od Internetu, komputera czy smartfona. Rodzice, nie mają zasobów, by spędzać czas z dziećmi w takim wymiarze jak to dziś jest potrzebne. Smartfon czy komputer z grą jest swego rodzaju, uspokajaczem, by dziecko nie zawracało głowy, „otumaniaczem”, który pomaga przetrwać trudny czas.
Jak w warunkach, w których przyszło nam żyć wspieracie rodziny w kryzysie? Skąd wiecie, że dzieci są bezpieczne?
Dużo rozmawiamy z rodzicami i z dziećmi. Łączymy się z nimi także internetowo, prosimy o włączenie mikrofonów i kamer. Zawsze wtedy chcemy zobaczyć dzieci, chociaż na chwilę. Dużo czytamy z emocji, sprawdzamy czy nie ma smutku w głosie, czy dzieci są nadal tak otwarte jak były, czy chętnie opowiadają o tym co robią w domu. Dobrze je znamy. Poza tym nam ufają, mają nasze numery telefonów, kontakty internetowe. Wiedzą, gdzie zwrócić się o pomoc w razie czego.
Rozumiem, że obawiasz się, ze niektóre rodziny mogą wrócić do punktu wyjścia?
Tak, bardzo się o to martwimy, dlatego tak intensyfikujemy nasze działania. Już teraz obserwujemy, że naszym rodzinom zarówno rodzicom jak i dzieciom zupełnie rozpadł się rytm dnia. Zamienili dzień z nocą, często śpią do 14.00. Musimy ich motywować do planowania, dnia, jakiegoś rytmu. To jest niezbędne do tego, żeby rodzina funkcjonowała, a dzieci czuły się bezpiecznie. To jedyna droga by to przetrwać. Boję się też, że gdy przewidywania dotyczące gospodarki się spełnią, rodzinom znów zajrzy w oczy bieda, taka prawdziwa, w której trzeba będzie dokonywać wyborów, czy zapłacić czynsz czy kupić jedzenie. Kiedy zaczynałem pracę w „Jutrzence”, mieliśmy bardzo wiele problemów związanych z eksmisjami naszych rodzin. Udało nam się to naprawić, przez motywowanie rodziców do znalezienia i utrzymania pracy, spłacenia długów. Teraz ta sytuacja może wrócić.
Jakie są największe trudności, z którymi mierzą się zagrożone rodziny w obecnych okolicznościach?
Najgorszy jest lęk o przyszłość. Szukają u nas zapewnienia, że będzie dobrze, trochę jak dzieci, by mieć się czego uchwycić, żeby przetrwać, ale to zrozumiałe. Dla wielu z nich sytuacja już teraz jest ekstremalnie trudna. Jak dla samotnej matki dwójki dzieci, której rodzinę mamy w naszym programie, ta Pani przed pandemią zaczęła remont, który pochłonął sporą cześć jej przychodów, a teraz straciła pracę. To bardzo trudna sytuacja.
W tej chwili jakie są największe potrzeby zagrożonych rodzin?
Ze względu na utratę pracy naszych beneficjentów lub obniżone pensje zidentyfikowaliśmy następujące potrzeby:
- Żywność
- Produkty higieniczne w tym maski i płyny odkażające
- Materiały edukacyjne
- Materiały potrzebne do rozwoju dziecka
- Wsparcie psychologiczne i emocjonalne w celu redukcji podwyższonego poziomu napięcia w relacjach rodzinnych oraz interakcjach z dziećmi
- Wsparcie dla rodziców, zwłaszcza przy planowaniu dnia, zajęć, itp.
- Pomoc w nauczaniu zdalnym i online, w tym niezbędne zasoby techniczne
- Wsparcie w opłacaniu czynszu
- Leki
- Wsparcie w sprawach urzędowych online
A jak teraz wygląda Wasza praca z dziećmi?
Nasze świetlice są oczywiście zamknięte, więc działania przenieśliśmy do Internetu. Najwięcej czasu poświęcamy pomoc edukacyjną, dla dzieci. To ona jest dla rodziców najważniejsza, bo sami tak od 3 klasy w górę nie są w stanie dzieciom pomóc i to ich bardzo frustruje. Wygląda to tak, że dzieci przesyłają nam zdjecia prac domowych, my sprawdzamy i odsyłamy, jak trzeba coś wytłumaczyć to łączymy się przez komunikatory czy telefon. Nadal oczywiście organizujemy zajęcia, by dzieci choć nadal w Internecie spędzały czas w sposób wartościowy. Kontynuujemy zajęcia kulinarne, przyrodnicze, sportowe. To ważne bo z tego co obserwuję, ze względu na brak ruchu, wiele dzieci przytyło. Organizujemy wspólne oglądanie zdjęć, wspominamy nasze wyjazdy, wigilie, wspólnie oglądamy filmy. To najczęściej filmy profilaktyczne, o których potem rozmawiamy. Te produkcje mogą być dla dzieci także pretekstem do podzielenia się z nami informacją, jeżeli w domu działoby się coś niepokojącego.
A z rodzicami?
Jesteśmy w stałym kontakcie, wspieramy, wysłuchujemy, radzimy. Teraz dużo intensywniej niż kiedyś. Widać, że rodzicom bardzo brakuje indywidualnego kontaktu z nami twarzą w twarz. Ostatnio bardzo chciał porozmawiać ze mną osobiście jeden z ojców, który stracił pracę. Ponieważ sytuacja była dla niego ekstremalnie trudna i już otworzono np. galerie handlowe, spotkaliśmy się oczywiście z zachowaniem wszystkich zasad higieny. To było bardzo ważne dla tego Pana, żeby porozmawiać z kimś „na żywo” o swoich problemach. Bardzo był za to wdzięczny.
Czy jest coś co w tym trudnym czasie napawa Cię nadzieją?
Oczywiście, to to, że mimo, że wszystkim jest teraz ciężko ludzie chcą się dzielić tym co mają. To, że tak wiele osób chce wspierać nas i nasze działania, bo wiedzą, że jeżeli rodzina źle funkcjonuje najbardziej cierpią dzieci. I to właśnie w nie, w istoty najsłabsze kryzys uderzył najmocniej. Cieszy mnie także to, że w trudnym czasie przekonaliśmy się jak jesteśmy ważni dla naszych beneficjentów, że często od nich słyszymy, jak wielką robotę robimy, mimo, że tylko online czy przez telefon, ale mają kogoś, kto się nimi interesuje i spróbuje znaleźć z nimi rozwiązanie. Widać, ze udało nam się zbudować trwałe relacje, które są podstawą przy wychodzeniu z kryzysu. Cieszy mnie też, że nasze rodziny pomagają innym, nie tylko szyją maseczki, robią zakupy starszym sąsiadom, ale także kiedy widzą, że u któregoś z sąsiadów czy znajomych źle się dzieje, to przekazują telefony do nas. Próbują pomóc innym ludziom, którzy są w kryzysie. Naszym najważniejszym zadaniem jest przeciwdziałaniu wykluczeniu społecznemu, i teraz kryzys pokazuje, że nasi beneficjenci potrafią funkcjonować w swoim środowisku, to pokazuje, ze ta praca ma sens.